sobota, 17 sierpnia 2013

Energia

Są takie chwile, takie dni, a nawet lata kiedy jesteś ludzkim magnesem. Przyciągasz.
Są też momenty kiedy efekt jest odwrotny. Skupmy się jednak na (pozornie) pozytywnym obliczu.
Wysyłasz energię. Na ogół nieświadomie. Nie zabiegasz, nie szarpiesz, nie walczysz. Ale dostajesz, bo liczy się to, co wewnątrz. Równowaga, harmonia... Miłości. Tak naprawdę wszystko oscyluje wokół miłości. Każdy szuka miłości.
Lgnie do niej.
Jak ćma do światła, do ognia.
Tak. Wiem.
Ogień spala, dlatego tak dużo ciem płonie. Nie jest to teraz istotne.
Miłości jest wiele. Ma ona rozmaite rozmiary, kształty, kolory...
Akceptacja własnego "ja", samozadowolenie, zaufanie sobie to jedna z odmian miłości. To ona powoduje ową magiczną energię. Przyciągnie.
Wysyłane fale mkną niezauważenie, niepohamowanie. Subtelnie i łagodnie niczym barwne motyle. Nie znaczy to, że są słabe. O nie. Nie biorą jeńców. Nie napotykają barier, nie znają granic, nie widzą różnic i przeciwwskazań. Trafiają w sedno zagarniając, co ich. Co chcą.
Tylko - jak motyle - żyją krótko.
Tylko - jak kwiaty - usychają bez wody.
Tylko - jak niemowlęta - potrzebują stałej opieki.
Nie widzisz ich i nigdy nie ujrzysz. Nie znajdziesz dowodu ich istnienia. Magi się nie bada.
Jednak możesz je wytworzyć. Wyprodukować.
I przyciągnąć.
Uważaj jednak. Moc - ta moc, jest silna.
Do miodu lecą pszczoły. Przyciąga on też niedźwiedzie. Nie misie. Niedźwiedzie.
A wystarczy jeden, żeby zjeść cały miód. Nie zostawić niczego.
Zgasić Cię.
Zabić. Niekoniecznie fizycznie.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Deep Ellum - Dystrykt Latino

Deep Ellum
Dallas, Texas

Latynoska dzielnica wielkanocna niedzielą.
Słoneczna, radosna, opustoszała i niezmiernie urokliwa.
Spotkałam imprezujących w klubie Deep Ellum (jak nazwa dzielnicy), umykających przed skwarem mieszkańców, dwóch młodych "gangsterów" i starszego pana chcącego zrobić dla nas show magiczne przy użyciu kart.

Lokalni artyści w swej twórczości nawiązują do latynoamerykańskich korzeni wprowadzając klimat meksykańskiej mieściny.

Deep Ellum kontrastuje z resztą dystryktów Dallas.
Deep Ellum nadaje Dallas magii.


wtorek, 19 marca 2013

AMBER Alert! (missing child)

7.20 a.m., Conroe, TX, US.

- Hej. Spójrz na to - słyszę głos mojego chłopaka zbierającego się do wyjścia do pracy.
- Mmmm - w ten sposób wyrażam niezadowolenie. Nie obudziłam się jeszcze.
- Wiesz co to? Zobacz - czuję, że wchodzi na łóżko i sunie do mojego boku.
- Cooooo? - Pytam przesuwając kawałek koronkowej opaski na oczy na czoło.
- Wiesz co to znaczy?
Przed moim jednym okiem, które naraziłam na jasność poranka pojawia się iPhone. Na jego wyświetlaczu widnieje napis: Amber Alert
- Nie... Huragan? - Odpowiadam nieco skołowana i nie do końca przytomna.
- No chyba nie... To chyba jak porwą dziecko...
- Nie wiem... Chyba tak. Widziałam wczoraj jak wchodziliśmy do sklep, że kogoś kidnapping, czy coś. Sprawdzę jak wstanę.
Nasunęłam opaskę z powrotem na swoje miejsce, otrzymałam buziaka w policzek i pogrążyłam się w słodkim półśnie.

Tymczasem policja z Houston poszukiwała Stephanie Phillips - czteromiesięczną dziewczynkę porwaną przez faceta swojej 26-cio letniej matki niebędącego biologicznym ojcem dziecka.
Przez komunikaty radiowe i telewizyjne, a w głównej mierze Internet (to przez niego w oparciu o lokalizację na iPhone pojawił się komunikat. Po wpisaniu w wyszukiwarkę Google frazy "Amber Alert Houston" wyskoczyło mi to) informując obywateli o pomocnych w identyfikacji sprawcy i ofiary detalach, takich jak miejsce, w którym byli widziani po raz ostatni, marka, kolor i numery rejestracyjne samochodu (skradzionego przez) poszukiwanego, jego dane osobowe, zamieszczenie mapki z zaznaczonym obszarem w obrębie, którego mogą znajdować się poszukiwani, a od około dwóch godzin po publikacji pierwszych informacji upublicznione zostały również zdjęcia twarzy Stephanie - zaginionego dziecka oraz podejrzanego, Byrona Gee('a).
Pod zdjęciami zamieszczony jest pełny opis, który pomaga w identyfikacji poszukiwanych.



Korzystanie z rozwoju technologicznego usprawnia pracę policji oraz umożliwia pomoc obywateli. Każdy otrzymuje informacje na swój telefon komórkowy i traktuje sprawę dużo bardziej personalnie niż gdyby przeczytał o tym przez przypadek podczas porannego śledzenia wydarzeń, bądź słuchając radia w drodze do pracy. Teraz nieświadomie, mimowolnie i automatycznie będzie poszukiwał wzrokiem białego Forda Expedition z 1999 roku oraz czarnego młodego mężczyzny, bosego z małym, również czarnoskórym dzieckiem.

AMBER Alert jest inicjatywą The National Center for Missing & Exploited Children. Obszary na terenie, których prowadzona jest działalność organizacji to: Canada, New York, Florida & Texas. Więcej informacji na temat The National Center for Missing & Exploited Children i programów (i.im. AMBER Alert) pod tym linkiem.


sobota, 2 marca 2013

Fajna rupieciarnia - Jazzy Junique

Musze przyznać, że doskonalę zdaję sobie sprawę z tego, że aż za długo milczałam. Wiem. Nie na tym przecież polega prowadzenie bloga. Posty powinny być zamieszczane częściej i regularnie (optymalnie 2-3 razy w tygodniu). Ale w moim wypadku...
To tak, jakbyście usiłowali psiakowi wbić do jego fantastycznego pieskiego łebka, że w sobotni poranek po ostrej imprezie nie powinien odczuwać potrzeby skorzystania z przydomowego trawnika, a jeśli już to zrobić to szybko, bez zabawy i różnych takich. I on nawet gdzieś tam, w tej swojej jaźni, imaginacji etc. może to pojmować. Coś mu może świtać, są jednak kwestie silniejsze od naszej dobrej woli (zła wola czy nowe zapachy na przykład) czy czegoś.
Tak też właśnie ze mną jest.

Dawno nic nie pisałam, ale to nie znaczy, że próżnowałam. Znalazłam kolejne miejsce, o którym chcę i będę dziś pisać.

Tym razem zawędrowałam nieco za Polskę, za Europę, za Wielką Wodę. (Brzmi to jakbym była nieokiełznanym podróżnikiem, co niestety mija się z prawdą. Lecz znam kogoś, kto pretenduje do tego miana, więc jakąś tam stycznością z "wagabundowatością" mam (i nie mam bynajmniej na myśli Włóczykija z "Muminków", choć łączy ich parę cech)...)

Miejsce, które będzie przedmiotem niniejszego postu (jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej. Wybaczcie mi ten ton) to Jazzy Junque & Other Great Stuff w Conroe w stanie Texas. Mają stronkę internetową i fun page'a na Facebooku.

Tak na marginesie: Wiecie, że jazz (taki gatunek muzyczny) narodził się w USA (dlatego myślę, że Amerykanie z całą pewnością mogą używać pochodnej tego słowa, czyli słówka jazzy do uatrakcyjnienia swoich gratów), a twórcami byli "nieznający nut potomkowie niewolników"? Hm... Teraz już wiem, dlaczego w filmach zawsze Czarni najlepiej grają na pubowych fortepianach bądź na trąbkach.

Do JJ trafiłam jak zwykle przypadkiem podczas urządzania mieszkania (brzmi jakbym zajmowała się takimi rzeczami zawodowo. Fajnie. Musze nad tym pomyśleć) w Conroe, znajdującego się w sąsiedztwie wspaniałego Houston (tak, tak. Wiem: "Houston, mamy problem").

Kiedy przeszliśmy przez próg powitała nas "dojrzała" pani ("Hello, how are you today" - typowy zwrot, dlatego celowo nie wstawiłam pytajnika, gdyż jest to życzliwa klasyczna formułka, a nie pytanie, co zresztą wie chyba każdy kto miał w szkole lekcje języka angielskiego), a właściwie lady.
Zapytała, czy jesteśmy tu po raz pierwszy, a gdy potwierdziliśmy szybciutko poinformowała czym właściwie jest Jazzy Junique(, bo oczywiście nie tylko sklepem).

Jazzy Junique jest organizacją charytatywną tworzoną przez mieszkańców New Denville (działających na ogół w ramach wolontariatu) dla mieszkańców New Denville. Dochód ze sprzedaży przeznaczany jest na pomoc niepełnosprawnej części lokalnej społeczności, tak aby wszyscy oni (ci zdrowi i upośledzeni) mogli żyć wspólnie, a nie tylko obok siebie, budując szczęśliwą community.
- Ooooch! How lovely! (Pomyślałam ja, a na głos powiedziała to następna klientka po usłyszeniu owych informacji)
Później lady zapytała, czy może w czymś pomóc? Nie mogła, więc powiedziała żeby pytać w razie pytań i takie tam other great stuff.

Znalazłam kilka fajnych egzemplarzy spośród bogatej i różnorodnej oferty. A było tam praktycznie wszystko! Od komód, stołów i krzeseł przez talerze, półmiski, poduszki, skarpetki, teksańskie klamry do pasków aż po brożki i kolczyki.
Ostatecznie zdecydowałam się na zakup przecenionych o połowę (czyli za dolara + tax) dwóch talerzyków, których zdjęcia znajdziecie poniżej.

Podoba mi się ten sklepik. Mam zamiar wkrótce do niego wrócić, aby upolować kolejne ciekawe przedmioty. Unikatowe i niepowtarzalne.

To takie vintage i z duszą miejsce. W sam raz dla osób aspirujących do otrzymania zaszczytnego miana artystki. ;)






niedziela, 27 stycznia 2013

Rzymskie uroczyska I

Wyprawa za Tybr

Podczas Rzymskich Wakacji my, Zakochani w Rzymie rozkoszowaliśmy się klimatem, aurą rzymskich kolosów oraz spacerowaliśmy ze Spacerownikiem Rzymskim racząc wzrok licznymi atrakcjami turystycznymi. Wyruszyliśmy jednak pewnego dnia "za Tybr" (jakbyśmy wcześniej nie byli za Tybrem. Zawsze ta druga strona jest "za"). Wyłamaliśmy się ze szlaków turystycznych wytyczonych w naszym przewodniku.

W całym tym szaleństwie oddałam mojemu amato mapę i dałam się prowadzić.

Chodziliśmy popijając Tuborga zakupionego we włoskim Carrefourze/ Ja fotografowałam wszystko niczym chiński turysta, bawiąc się tym jak dziecko. Wpadłam też do osuszonej fontanny i zbytnio się z tego powodu nie złościłam. Byliśmy śledzeni przez parę w kwiecie wieku, chcieliśmy ukraść komuś pranie... i to niejednokrotnie!

Trafiliśmy do magicznego miejsca, które miało w sobie tyle włoskiej magii, że się zakochałam. Myślę, że zauroczyliśmy się oboje. To było piękne oblicze Rzymu. :)
Włoscy muzycy, włosi mający sjestę, włoska sprzedawczyni gelato mówiąca tylko po włosku, gruby włoski restaurator, włoskie żebracze babuleńki, pranie wiszące na ulicy (które usiłowaliśmy zawłaszczyć), piękne włoszki i przystojni włosi sączący espresso w ogródkach włoskich knajpek, włosi kręcący włoski serial...
Pięknie było uciec od zgiełku zatłoczonego (nie-włochami) Rzymu i znaleźć zakątek jak z obrazka włoskiej prowincji...

Poniżej zdjęcia. Nie będę dodawała w tej kwestii nic więcej, bo nie potrafię opisać słowami towarzyszącego mi wtedy uczucia.