Ot. Pytanie wielokrotnie zadawane. Pada równie często jak stwierdzenie "nie było magii świąt w te Święta" głoszone zaraz po kolacji wigilijnej lub dnia następnego.
I przyznam się szczerze, że ja już chyba zapomniałam jak ta sławetna magia wygląda. Czym ona jest? Jak mam ją rozpoznać wśród zgiełku dnia codziennego?
Bo tak już się chyba stało, że nie ma celebracji żadnych świąt. Zacierają się one z codziennością. Tak więc magia również się zatarła. Wytarła.
Przyczyny upatruję w uprzemysłowieniu, globalizacji, stale rosnącej potrzebie bycia "the best" i innych tego typu sprawach.
Przez otwartość na świat, inne tradycje, zwyczaje i kultury (co notabene jest wspaniałe według mnie) to wszystko (czyli tradycje, zwyczaje, kultury) mixują się prowadząc jednocześnie do zatracenia swojego piękna, swojej osobliwej natury. Indywidualizmu i niezwykłości. Magii.
Czym dla mnie jest magia świąt?
Zasmucę pewnie niektórych. Innych nie zdziwię zanadto.
Nie jestem osobą religijną. Co więcej, nie jestem wierzącą.
Nie świętuję narodzin Jezuska - zbawiciela świata, mimo, iż szanuję i podziwiam tych, którzy w dni owe cieszą się z narodzin tej postaci. Sama nazwa "Boże Narodzenie" wskazuje, że właśnie tak powinno być jednak... nie ma i nie będzie.
I mogłabym ukrywać nawet przed sobą samą tego, że tak naprawdę to pogański dzień przesilenia słonecznego (o czym już i tak wszyscy wiedzą), a mały zbawiciel świata narodził się kiedy indziej. Parę miesięcy w te czy w tamte nie robi różnicy...
A choinka jest jakimś niemieckim wymysłem, bo przecież każdy dodaje coś od siebie. Coś nowego. Tworzy nowe tradycje... (to mi się udało)
Mogłabym celebrować katolickie święto Bożego Narodzenia, gdyby nie to, że obłuda wierzących razi mnie zbytnio.
Poszczenie? Ależ oczywiście! A później zapchanie się monstrualną ilością wigilijnych potraw.
Pasterka? Rodzicom się nie chce, a jeśli idą to, że by odbębnić - pokazać sąsiadom i znajomym. Dzieciaki i młodzież modlą się, aby rodzicom się nie chciało i idą pić do parku czy w inne ustronne zaciemnione miejsce przepełnione podobnymi sobie, którzy wspólnie rytualnie, z namaszczeniem witają na świecie swojego wybawiciela od grzechu. (ot. Kolejny paradoks)
Dla mnie magia świąt to puszysty śnieg leniwie opadający z błękitnego nieba. To zapach świerku i migające lampki. To pulchny Mikołaj ubrany w zabawny czerwony kubraczek z czerwonym nosem i zgrają latających reniferów oraz małych pomocników - elfów. To nuta cynamonu i ciastek. To atmosfera przyjaźni, spokoju i radości. Może jestem wytworem amerykańskiego marketingu zmanipulowanym do reszty, nastawionym na konsumpcjonizm. Jednak ja niczego nie udaje. Nie przypudrowuję syfu lekką powłoczką religijnej tradycji.
Magii świąt nie ma, bo to my ją niszczymy.
Budzę się rano w wigilijny poranek (to dziś!). Pierwszym, co dociera do mych uszu nie są kolędy, srebrzyste dzwonienie dzwoneczków czy przyjemne rozmowy. To kłótnia. Moi rodzice spierają się o sposób przyrządzenia potraw, ustawienie stołu - świąteczne sprawy.
Czekam jak skończą.
Wypełzam spod kołdry i wychodzę z pokoju. Siadam wśród ozdóbek świątecznych walających się na podłodze i bawię się z kotem. Mam ochotę na kawę z cukrem cynamonowym ...
Mija mnie tata. Odburkuje "dzień dobry" i idzie do pokoju mojego brata. Każe mu wstawać, bo trzeba sprzątać. Trzeba pomagać. A on przechadza się po mieszkaniu z brudną szmatką w ręku ("czym brudniejsza, tym lepsza" śmieje się zawsze moja mama), co wygląda nawet komicznie przy jego zacnej posturze. Niczym Asterix w wersji świątecznego goblina, dowódcy innych goblinów.
Do pracy! Do pracy!
Uciekam stamtąd. Wracam do bezpiecznego pokoju.
Moje rodzeństwo dekoruje mieszkanie. Razem z Dowódcą Goblinów, którzy krzykiem poucza ich jak robi się to właściwie. Bo wszystko musi być właściwie.
"Zero pomyślunku! Gdzie ty masz mózg", goblin ma tubalny głos.
A mama piszczy, ze nikt jej nie pomaga. Że na nikogo liczyć nie może, bo jedzenie jest przecież takie ważne.
Chorobliwe pragnienie przygotowania idealnej wieczerzy ... mama pomaga Dowódcy Goblinów zdusić magię świąt.
Zapomnieliśmy tak naprawdę czym są Święta. Ten stres, wieczny pęd ... nawet ja siedzę teraz przed laptopem ...
Chciałabym znów móc dać się oszukać i wypatrywać z niecierpliwością Pierwszej Gwiazdki, wyczekiwać nadejścia Mikołaja, podkradać ukradkiem cynamonowe pierniczki i uszka z grzybami, stroić choinkę tak jak mój wewnętrzny dziecięcy artysta rozkaże.
Chciałabym czuć magię świąt.
A tym czasem pada deszcz ...