Stres - najbardziej szkodliwy element życia w aglomeracji miejskiej. Otacza nas swoimi długimi mackami nie pozwalając wykonać głębszego oddechu.
Jednak to my sami wyhodowaliśmy tego potwora karmiąc go gorliwie pośpiechem, rywalizacją, zazdrością.
Chcąc być najlepszymi szczurkami z otaczających nas innych szczurków biegniemy zbyt szybko na kołowrotku aż nasze łapki zaplątują się w metalowe drążki i upadamy czując w pyszczkach smak gorzkiej porażki. Łzy rozpaczy i niesprawiedliwości cisną się do naszych małych czarnych oczek a w szczurzych główkach rodzi się chęć zemsty. Podźwigamy się z dna klatki cali w trocinach i podstępem znów wracamy na kołowrotek spychając naszych kompanów jednego za drugim, aby osiągnąć upragniony cel - być pierwszym. Jednak co przyniesie zwycięstwo? Nad tym się nie zastanawiamy. Mamy wygrać. Tylko to się liczy.
Jak wielu z nas twierdzi, ze nie ma problemów ze stresem? Ilu sądzi, że są ponadto? Ponad rywalizację i zawiść?
Przykro mi, ale się mylicie. Zielonooki potwór zazdrości czai się w każdym z nas a wraz z nim jego bracia.
Stres jest jednym z nich, tym który wyniszcza od środka nas samych. Mieszka też we mnie. Solennie zaprzeczałam abym była nazbyt zdenerwowana i smutna.
A wszystko przez te pieprzone maski.
Skoro jednak od pewnego czasu czuję żelazny ucisk ukrytego we mnie stworzenia a wczoraj urządził mi scenę zaciskając szpony na moim żołądku z nieznaną mi dotąd mocą i brutalnością, gdzie jedynym ratunkiem dla mnie okazała się wizyta w przychodni i uraczenie mojego białego tyłka zastrzykiem, muszę w końcu wyznać prawdę: Jestem niesamowicie zestresowana. Wyobrażenie o nałożonych na mnie wymaganiach otoczenia, moje ambicje może nazbyt wygórowane, styl życia i duszenie w sobie problemów sprawiają, że mój organizm się buntuje dokonując autodestrukcji.
Muszę odpocząć - to pewne, jednak przez 21 lat nie nauczyłam się jak to robić i nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie opanować tą skomplikowaną sztukę.
środa, 28 września 2011
poniedziałek, 19 września 2011
Samotni w wielkim mieście
Samotność to problem współczesności. Mimo rozwiniętej technologii, bogactwu portali społecznościowych, możliwości podtrzymywania niekończącego się praktycznie kontaktu interpersonalnego większość z mieszkańców naszej planety odczuwa osamotnienie. Tak przynajmniej twierdzą socjologowie a ja się z nimi zgadzam.
Uważam ponadto, że to właśnie przez uczucie wyobcowania otaczamy się tymi wszystkimi sprzętami, innowacyjnymi technologiami i zakładamy kolejne konto na najnowszym serwisie społecznościowym.
Żeby przekonać się czy problem ten jest prawdziwy postanowiłam wpisać w wyszukiwarkę Google odpowiednie hasło: Jak znaleźć...
wyświetlone propozycje to
...pracę
...chłopaka
...dziewczynę
...przyjaciela.
Powyższe dowodzi jasno, że stale szukamy kontaktu międzyludzkiego. Nie wystarczają nam znajomości internetowe i te już zawarte.
Właściwie, jeśli mnie pamięć nie myli, ideą portali społecznościowych takich jak Facebook czy Twitter jest podtrzymywanie znajomości i z założenia mają ułatwiać spotykanie się ludzi w świecie rzeczywistym oraz ciągłość kontaktów.
Dokończyłam wpisywanie wyszukiwanego hasła: Jak znaleźć przyjaciela?
Rezultat poszukiwań nie zdziwił mnie zbytnio. Wyświetlone wyniki były rozmaitej maści od zapytań na forach po poważne wywody psychologów.
Przyznam się szczerze, że odetchnęłam z ulgą. Oznacza to bowiem, że moje uczucie samotności nie jest niczym dziwnym a dodatkowo podziela je zdecydowana większość obywateli Polski (nie sprawdziłam jak problem ten kształtuje się na szczeblu międzynarodowym, lecz pewna jestem, iż jego format jest zbliżony do ogólnokrajowego).
Niemniej jednak odczucie odizolowania i osamotnienia nie przynosi nic dobrego. Nieszczęśliwi ludzie, bez prywatnego życia, są bowiem mniej produktywni w pracy zawodowej. Ponadto nuda może naprawdę zabić.
Psychologowie i socjologowie zatem proponują, by więcej wychodzić z domu, znaleźć pasję, nie krępować się odezwać do drugiego człowieka. Rady te są proste i logiczne jednakże tylko w teorii ;). Nie ma bowiem złotego środka i jednej odpowiedzi na pytanie Jak znaleźć przyjaciela, ponieważ przyjaciół po prostu się posiada.
Następnym dylematem jest kwestia samotności w tłumie, która to ma miejsce wówczas, gdy osoba czuje się wyobcowana mimo posiadanej większej lub mniejszej grupy znajomych czy nawet przyjaciół.
Izolacja wynikająca z wewnętrznej blokady bywa silniejsza niż chęć posiadania bliskich osób. Często tacy ludzie udają osoby, którymi w rzeczywistości nie są, ponieważ odczuwają strach przed odrzuceniem po ujawnieniu prawdziwego ja.
Można krytykować taką postawę, lecz warto pamiętać, że genetycznie jesteśmy zaprogramowani jako zwierzęta stadne. Musimy przebywać wśród ludzi, co oczywiście ma swoje źródło w pierwotnych korzeniach. Osoby o niskiej samoocenie (czasem też te społecznie wycofane) przywdziewają zatem fikcyjne kreacje jako swoistego rodzaju pancerz chroniący przed zranieniem. Uważają, że muszą spełniać oczekiwania otoczenia i normy przez nie ustalone, co jest powodem tworzenia sztucznej osobowości.
Moja rada?
Nie mam żadnej. Gdybym znała sposób na uratowanie nas z tej monstrualnej otchłani osamotnienia, w której paradoksalnie znajduje się ogromna grupa ludzi, to z pewnością bym się nim podzieliła. Tymczasem mogę jedynie o tym pisać i zastanawiać się kiedy spotkam kogoś przy kim będę mogła zdjąć ten cały, ciążący mi już, pancerz.
Uważam ponadto, że to właśnie przez uczucie wyobcowania otaczamy się tymi wszystkimi sprzętami, innowacyjnymi technologiami i zakładamy kolejne konto na najnowszym serwisie społecznościowym.
Żeby przekonać się czy problem ten jest prawdziwy postanowiłam wpisać w wyszukiwarkę Google odpowiednie hasło: Jak znaleźć...
wyświetlone propozycje to
...pracę
...chłopaka
...dziewczynę
...przyjaciela.
Powyższe dowodzi jasno, że stale szukamy kontaktu międzyludzkiego. Nie wystarczają nam znajomości internetowe i te już zawarte.
Właściwie, jeśli mnie pamięć nie myli, ideą portali społecznościowych takich jak Facebook czy Twitter jest podtrzymywanie znajomości i z założenia mają ułatwiać spotykanie się ludzi w świecie rzeczywistym oraz ciągłość kontaktów.
Dokończyłam wpisywanie wyszukiwanego hasła: Jak znaleźć przyjaciela?
Rezultat poszukiwań nie zdziwił mnie zbytnio. Wyświetlone wyniki były rozmaitej maści od zapytań na forach po poważne wywody psychologów.
Przyznam się szczerze, że odetchnęłam z ulgą. Oznacza to bowiem, że moje uczucie samotności nie jest niczym dziwnym a dodatkowo podziela je zdecydowana większość obywateli Polski (nie sprawdziłam jak problem ten kształtuje się na szczeblu międzynarodowym, lecz pewna jestem, iż jego format jest zbliżony do ogólnokrajowego).
Niemniej jednak odczucie odizolowania i osamotnienia nie przynosi nic dobrego. Nieszczęśliwi ludzie, bez prywatnego życia, są bowiem mniej produktywni w pracy zawodowej. Ponadto nuda może naprawdę zabić.
Psychologowie i socjologowie zatem proponują, by więcej wychodzić z domu, znaleźć pasję, nie krępować się odezwać do drugiego człowieka. Rady te są proste i logiczne jednakże tylko w teorii ;). Nie ma bowiem złotego środka i jednej odpowiedzi na pytanie Jak znaleźć przyjaciela, ponieważ przyjaciół po prostu się posiada.
Następnym dylematem jest kwestia samotności w tłumie, która to ma miejsce wówczas, gdy osoba czuje się wyobcowana mimo posiadanej większej lub mniejszej grupy znajomych czy nawet przyjaciół.
Izolacja wynikająca z wewnętrznej blokady bywa silniejsza niż chęć posiadania bliskich osób. Często tacy ludzie udają osoby, którymi w rzeczywistości nie są, ponieważ odczuwają strach przed odrzuceniem po ujawnieniu prawdziwego ja.
Można krytykować taką postawę, lecz warto pamiętać, że genetycznie jesteśmy zaprogramowani jako zwierzęta stadne. Musimy przebywać wśród ludzi, co oczywiście ma swoje źródło w pierwotnych korzeniach. Osoby o niskiej samoocenie (czasem też te społecznie wycofane) przywdziewają zatem fikcyjne kreacje jako swoistego rodzaju pancerz chroniący przed zranieniem. Uważają, że muszą spełniać oczekiwania otoczenia i normy przez nie ustalone, co jest powodem tworzenia sztucznej osobowości.
Moja rada?
Nie mam żadnej. Gdybym znała sposób na uratowanie nas z tej monstrualnej otchłani osamotnienia, w której paradoksalnie znajduje się ogromna grupa ludzi, to z pewnością bym się nim podzieliła. Tymczasem mogę jedynie o tym pisać i zastanawiać się kiedy spotkam kogoś przy kim będę mogła zdjąć ten cały, ciążący mi już, pancerz.
czwartek, 15 września 2011
w kosmetycznych sidłach
Wczoraj wieczorem wzięłam udział w szkoleniu organizowanym przez pewną firmę kosmetyczną dla sprzedawców detalicznych. Polegało ono na półtoragodzinnej prezentacji nowych produktów i szybkiej powtórce informacji o produktach będących już jakiś czas dostępne na polskim rynku. Przedstawiono również filozofię oraz historię firmy.
Filozofią i misją (oczywiście) jest dobro konsumentów, dbanie o środowisko i inne szczytne cele nie mające (oczywiście) nic wspólnego z zarobkiem. To jest tylko efekt uboczny. Historia...jest (oczywiście) świetlana (tak jak i przyszłość) i zacna. Jest to pierwsza firma, która wprowadziła ... w Polsce a niekiedy i na świecie. Prekursor wynalazczy i ideowy (jak każda firma z dobrym piarowcem w szeregach swych ;) ).
Siedziałam w sali konferencyjnej jednego z gdańskich hoteli wraz z trzydziestoma innymi kobietami i jednym mężczyzną przysłuchując się pouczającemu wykładowi biotechnologa, pracującego w laboratorium firmy będącej gospodarzem spotkania, na temat parabenów (które jak się okazało wcale nie są szkodliwe, a przynajmniej nie bardziej niż te konserwanty, którymi są teraz (po całej aferze przeciw parabenom właśnie, mającej początek kilka lat temu) zastępowane) i innych konserwantów, produktów organicznych i niesamowitej, innowacyjnej formule kremów, płynów i mleczek prezentowanej marki. W pewnym momencie przyłapałam się na myśleniu, że mogę naprawić świat.
Mogę!
Wystarczy, że będę używać nowej serii organicznych kosmetyków wytworzonych bez szkodliwości dla środowiska. Ponadto dzięki jej innowacyjnej formule zachowam piękno i młodość... Chwila... Po każdym szkoleniu (dobrze przeprowadzonym) każdej firmy mogę tak sądzić...
Uśmiechnęłam się do siebie z politowaniem.
Ojojoj, moja droga, ojojoj. pomyślałam przez moment dałaś się złapać w pułapkę specjalistów od marketingu i wizerunku.
Z niedowierzaniem pokręciłam głową.
A jak mają bronić się te biedne owieczki niemające bladego pojęcia o technikach wywierania wpływu?
A później pokiwałam głową z szacunkiem. Przecież o to w tym wszystkich chodzi. Dopóki sprzedawca nie uwierzy w skuteczność i siłę danego preparatu to będzie mało skutecznym narzędziem w rękach wielkiej korporacji. Sęk i sekret cały tkwi w tym aby sprzedający był przekonany o wyjątkowości produktu, aby mógł nieść w świat dobrą i szczerą nowinę.
Po smacznej kolacji i deserze, na które zostaliśmy zaproszeni po szkoleniu, wyszłam na jesienny już chłód kierując swe kroki w stronę domu. W dłoni dzierżyłam prezent w postaci płynu micelarnego i kremu do twarzy z nowej naturalnej serii. Z chęcią wypróbuję. Bez wiary w cuda jednak. ;)
Filozofią i misją (oczywiście) jest dobro konsumentów, dbanie o środowisko i inne szczytne cele nie mające (oczywiście) nic wspólnego z zarobkiem. To jest tylko efekt uboczny. Historia...jest (oczywiście) świetlana (tak jak i przyszłość) i zacna. Jest to pierwsza firma, która wprowadziła ... w Polsce a niekiedy i na świecie. Prekursor wynalazczy i ideowy (jak każda firma z dobrym piarowcem w szeregach swych ;) ).
Siedziałam w sali konferencyjnej jednego z gdańskich hoteli wraz z trzydziestoma innymi kobietami i jednym mężczyzną przysłuchując się pouczającemu wykładowi biotechnologa, pracującego w laboratorium firmy będącej gospodarzem spotkania, na temat parabenów (które jak się okazało wcale nie są szkodliwe, a przynajmniej nie bardziej niż te konserwanty, którymi są teraz (po całej aferze przeciw parabenom właśnie, mającej początek kilka lat temu) zastępowane) i innych konserwantów, produktów organicznych i niesamowitej, innowacyjnej formule kremów, płynów i mleczek prezentowanej marki. W pewnym momencie przyłapałam się na myśleniu, że mogę naprawić świat.
Mogę!
Wystarczy, że będę używać nowej serii organicznych kosmetyków wytworzonych bez szkodliwości dla środowiska. Ponadto dzięki jej innowacyjnej formule zachowam piękno i młodość... Chwila... Po każdym szkoleniu (dobrze przeprowadzonym) każdej firmy mogę tak sądzić...
Uśmiechnęłam się do siebie z politowaniem.
Ojojoj, moja droga, ojojoj. pomyślałam przez moment dałaś się złapać w pułapkę specjalistów od marketingu i wizerunku.
Z niedowierzaniem pokręciłam głową.
A jak mają bronić się te biedne owieczki niemające bladego pojęcia o technikach wywierania wpływu?
A później pokiwałam głową z szacunkiem. Przecież o to w tym wszystkich chodzi. Dopóki sprzedawca nie uwierzy w skuteczność i siłę danego preparatu to będzie mało skutecznym narzędziem w rękach wielkiej korporacji. Sęk i sekret cały tkwi w tym aby sprzedający był przekonany o wyjątkowości produktu, aby mógł nieść w świat dobrą i szczerą nowinę.
Po smacznej kolacji i deserze, na które zostaliśmy zaproszeni po szkoleniu, wyszłam na jesienny już chłód kierując swe kroki w stronę domu. W dłoni dzierżyłam prezent w postaci płynu micelarnego i kremu do twarzy z nowej naturalnej serii. Z chęcią wypróbuję. Bez wiary w cuda jednak. ;)
poniedziałek, 12 września 2011
moje narzędzie tortur
Błogosławieni ludzie o krótkiej pamięci - powiedział pewnego razu Nietzsche od razu argumentując owo stwierdzenie - Ci bowiem zapominają także o swych głupstwach.
Mimo, że nie jestem zapaloną zwolenniczką poglądów wyżej wspomnianego niemieckiego filozofa i poety, to zdanie wyjątkowo mocno utrwaliło się w mojej pamięci.
Z pewnością dlatego, że czasem odczuwam ogromnie silną potrzebę zapomnienia o moich głupstwach. Wymazania z głowy sytuacji, sów, gestów, dotyku.
Rozpamiętywanie jest jednym z najstraszniejszych cierpień jakie człowiek może sam sobie zadać i jednocześnie potężnym hamulcem niepozwalającym ruszyć naprzód.
Wspomnienia, mimo, że tak miłe, potrafią być brzytwą ukrytą w słodkim torcie. Nie tnie ona jednak krat odgradzających od wolności.
Dlaczego dzieje się tak, że zdarza nam się zapomnieć kupić szampon do włosów czy karton mleka do porannej kawy (produktów, prawie że, pierwszej potrzeby!) a słodkich słówek naszego byłego partnera brzmiących nam w uszach nie można usunąć za żadne skarby? Dlaczego te same słowa wypowiedziane przez innego chłopaka, w naszych głowach przybierają barwę głosu ex-chłopaka?
Och, jak pięknie byłoby cofnąć urok, który magicznym sposobem przylgnął do owych słówek, miejsc, sytuacji, aby móc nadać im nowe brzmienie, sens i znaczenie. Żeby można było zapisać nowe kartki w miłosnych historiach tych rzeczy.
Mimo, iż uwielbiam moją dobrą pamięć i dumna z niej jestem, uważam jednak, że czasem niezwykle mnie ogranicza i staje się moim prywatnym narzędziem tortur.
Mimo, że nie jestem zapaloną zwolenniczką poglądów wyżej wspomnianego niemieckiego filozofa i poety, to zdanie wyjątkowo mocno utrwaliło się w mojej pamięci.
Z pewnością dlatego, że czasem odczuwam ogromnie silną potrzebę zapomnienia o moich głupstwach. Wymazania z głowy sytuacji, sów, gestów, dotyku.
Rozpamiętywanie jest jednym z najstraszniejszych cierpień jakie człowiek może sam sobie zadać i jednocześnie potężnym hamulcem niepozwalającym ruszyć naprzód.
Wspomnienia, mimo, że tak miłe, potrafią być brzytwą ukrytą w słodkim torcie. Nie tnie ona jednak krat odgradzających od wolności.
Dlaczego dzieje się tak, że zdarza nam się zapomnieć kupić szampon do włosów czy karton mleka do porannej kawy (produktów, prawie że, pierwszej potrzeby!) a słodkich słówek naszego byłego partnera brzmiących nam w uszach nie można usunąć za żadne skarby? Dlaczego te same słowa wypowiedziane przez innego chłopaka, w naszych głowach przybierają barwę głosu ex-chłopaka?
Och, jak pięknie byłoby cofnąć urok, który magicznym sposobem przylgnął do owych słówek, miejsc, sytuacji, aby móc nadać im nowe brzmienie, sens i znaczenie. Żeby można było zapisać nowe kartki w miłosnych historiach tych rzeczy.
Mimo, iż uwielbiam moją dobrą pamięć i dumna z niej jestem, uważam jednak, że czasem niezwykle mnie ogranicza i staje się moim prywatnym narzędziem tortur.
wtorek, 6 września 2011
zwierzę w klatce
Czy przyjaźń damsko-męska jest fikcją czy możliwą opcją? Niektórzy (częściej niektóre) z nas w nią wierzą, inni przejawiają sceptycyzm w tej kwestii. Ja stoję gdzieś pośrodku, troszkę bliżej możliwości przyjaźni kobiety z mężczyzną (i odwrotnie) bo mimo wszystko jestem marzycielką-idealistką.
Z drugiej strony (tu już głos zabiera wewnętrzny realizm) zdaję sobie sprawę z siły oddziaływania ludzkich pierwotnych instynktów, które czasem wyswobadzają ukryte w nas nieracjonalnie postępujące, dzikie i napalone zwierzęta. Wiem jak ciężko je okiełznać zapanowując nad pociągiem i pokusą jednak, czy nie warto czasami złapać i na powrót zamknąć w klatce tego zwierza, po czym wrzucić go ponownie w otchłań siebie samego, skąd próbował się wydostać?
Dlaczego dla odrobiny przyjemności, zapomnienia, zatracenia gotowi jesteśmy zburzyć to, co wcześniej starannie budowaliśmy? Dlaczego nasze instynkty są silniejsze niż racjonalne i logiczne myślenie?
Ta umiejętność ponoć odróżnia nas od zwierząt! Ponoć...
Z drugiej strony (tu już głos zabiera wewnętrzny realizm) zdaję sobie sprawę z siły oddziaływania ludzkich pierwotnych instynktów, które czasem wyswobadzają ukryte w nas nieracjonalnie postępujące, dzikie i napalone zwierzęta. Wiem jak ciężko je okiełznać zapanowując nad pociągiem i pokusą jednak, czy nie warto czasami złapać i na powrót zamknąć w klatce tego zwierza, po czym wrzucić go ponownie w otchłań siebie samego, skąd próbował się wydostać?
Dlaczego dla odrobiny przyjemności, zapomnienia, zatracenia gotowi jesteśmy zburzyć to, co wcześniej starannie budowaliśmy? Dlaczego nasze instynkty są silniejsze niż racjonalne i logiczne myślenie?
Ta umiejętność ponoć odróżnia nas od zwierząt! Ponoć...
sobota, 3 września 2011
słowo wstępne
Na tym blogu będą zapisywane wszelkie moje przemyślenia wywołane obserwacją i kontemplacją otaczającego mnie świata.
Na starcie chcę poinformować, iż zmieszczone tu słowa wychodzić będą tylko i wyłącznie z mojej głowy i serca (tego metaforycznego oczywiście). Z tego względu nie potrafiłam sprecyzować dokładnie o czym będzie ten blog stąd też nadana mu nazwa brzmi Wolna rubryka.
Uważam, że jest nawet trafna. Jest to miejsce stworzone po to, by znalazły się tu pewne informacje, zostało zapisane wyrazami i zdaniami jednak tematyka jest dowolna, bo jak zdefiniować kontemplacje ludzkich zachowań, reguł, zasad (tych formalnych i nieformalnych)i innych czynników budujących i komplikujących nasz świat?
Nie będę kryła również ważnego bodźca - inspiracji - wpływającego ostatecznie na kliknięcie przycisku "załóż nowy blog" w pulpicie nawigacyjnym Bloggera. Otóż zostałam natchniona przez serial Sex and the City, w którym główna bohaterka prowadzi rubrykę o seksie.
Mój blog nie będzie oczywiście tylko na ten temat ;).
Uważam, że mam coś do powiedzenia oraz, że moje przemyślenia są ciekawe. Wiedziałam o tym zawsze jednak zakładałam, iż nikogo to nie obchodzi. Mam nadzieję, iż byłam wtedy w błędzie :).
...I mam bardzo dużo pytań dlatego liczę, iż znajdzie się ktoś, kto postara się udzielić na nie odpowiedzi ;).
Podsumowując:
Zapraszam gorąco do lektury i wyrażania swojej opinii w komentarzach (uwielbiam interakcję ;p ).
Korzystając z okazji, tych bardziej otwartych i lubiących czytać opowiadania, odsyłam na mojego drugiego (w zasadzie to pierwszego) bloga skupiającego artystyczną część mojej duszy.
http://niecalkiemdaleko.blogspot.com/
Do przeczytania :)
Na starcie chcę poinformować, iż zmieszczone tu słowa wychodzić będą tylko i wyłącznie z mojej głowy i serca (tego metaforycznego oczywiście). Z tego względu nie potrafiłam sprecyzować dokładnie o czym będzie ten blog stąd też nadana mu nazwa brzmi Wolna rubryka.
Uważam, że jest nawet trafna. Jest to miejsce stworzone po to, by znalazły się tu pewne informacje, zostało zapisane wyrazami i zdaniami jednak tematyka jest dowolna, bo jak zdefiniować kontemplacje ludzkich zachowań, reguł, zasad (tych formalnych i nieformalnych)i innych czynników budujących i komplikujących nasz świat?
Nie będę kryła również ważnego bodźca - inspiracji - wpływającego ostatecznie na kliknięcie przycisku "załóż nowy blog" w pulpicie nawigacyjnym Bloggera. Otóż zostałam natchniona przez serial Sex and the City, w którym główna bohaterka prowadzi rubrykę o seksie.
Mój blog nie będzie oczywiście tylko na ten temat ;).
Uważam, że mam coś do powiedzenia oraz, że moje przemyślenia są ciekawe. Wiedziałam o tym zawsze jednak zakładałam, iż nikogo to nie obchodzi. Mam nadzieję, iż byłam wtedy w błędzie :).
...I mam bardzo dużo pytań dlatego liczę, iż znajdzie się ktoś, kto postara się udzielić na nie odpowiedzi ;).
Podsumowując:
Zapraszam gorąco do lektury i wyrażania swojej opinii w komentarzach (uwielbiam interakcję ;p ).
Korzystając z okazji, tych bardziej otwartych i lubiących czytać opowiadania, odsyłam na mojego drugiego (w zasadzie to pierwszego) bloga skupiającego artystyczną część mojej duszy.
http://niecalkiemdaleko.blogspot.com/
Do przeczytania :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)