czwartek, 15 września 2011

w kosmetycznych sidłach

Wczoraj wieczorem wzięłam udział w szkoleniu organizowanym przez pewną firmę kosmetyczną dla sprzedawców detalicznych. Polegało ono na półtoragodzinnej prezentacji nowych produktów i szybkiej powtórce informacji o produktach będących już jakiś czas dostępne na polskim rynku. Przedstawiono również filozofię oraz historię firmy.
Filozofią i misją (oczywiście) jest dobro konsumentów, dbanie o środowisko i inne szczytne cele nie mające (oczywiście) nic wspólnego z zarobkiem. To jest tylko efekt uboczny. Historia...jest (oczywiście) świetlana (tak jak i przyszłość) i zacna. Jest to pierwsza firma, która wprowadziła ... w Polsce a niekiedy i na świecie. Prekursor wynalazczy i ideowy (jak każda firma z dobrym piarowcem w szeregach swych ;) ).
Siedziałam w sali konferencyjnej jednego z gdańskich hoteli wraz z trzydziestoma innymi kobietami i jednym mężczyzną przysłuchując się pouczającemu wykładowi biotechnologa, pracującego w laboratorium firmy będącej gospodarzem spotkania, na temat parabenów (które jak się okazało wcale nie są szkodliwe, a przynajmniej nie bardziej niż te konserwanty, którymi są teraz (po całej aferze przeciw parabenom właśnie, mającej początek kilka lat temu) zastępowane) i innych konserwantów, produktów organicznych i niesamowitej, innowacyjnej formule kremów, płynów i mleczek prezentowanej marki. W pewnym momencie przyłapałam się na myśleniu, że mogę naprawić świat.
Mogę!
Wystarczy, że będę używać nowej serii organicznych kosmetyków wytworzonych bez szkodliwości dla środowiska. Ponadto dzięki jej innowacyjnej formule zachowam piękno i młodość... Chwila... Po każdym szkoleniu (dobrze przeprowadzonym) każdej firmy mogę tak sądzić...
Uśmiechnęłam się do siebie z politowaniem.
Ojojoj, moja droga, ojojoj. pomyślałam przez moment dałaś się złapać w pułapkę specjalistów od marketingu i wizerunku.
Z niedowierzaniem pokręciłam głową.
A jak mają bronić się te biedne owieczki niemające bladego pojęcia o technikach wywierania wpływu?
A później pokiwałam głową z szacunkiem. Przecież o to w tym wszystkich chodzi. Dopóki sprzedawca nie uwierzy w skuteczność i siłę danego preparatu to będzie mało skutecznym narzędziem w rękach wielkiej korporacji. Sęk i sekret cały tkwi w tym aby sprzedający był przekonany o wyjątkowości produktu, aby mógł nieść w świat dobrą i szczerą nowinę.

Po smacznej kolacji i deserze, na które zostaliśmy zaproszeni po szkoleniu, wyszłam na jesienny już chłód kierując swe kroki w stronę domu. W dłoni dzierżyłam prezent w postaci płynu micelarnego i kremu do twarzy z nowej naturalnej serii. Z chęcią wypróbuję. Bez wiary w cuda jednak. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz